11 sierpnia 2010

Goodnight Warsaw EP


PAULA & KAROL
Goodnight Warsaw EP
* * * * *

Bardzo lubię poznawać nowe projekty i płyty w ciekawych okolicznościach. Ten duet miałem okazję poznać podczas inspirującego pobytu w stolicy, gdzie krążek podsunęła mi znajoma, pokazując piosenkę ‘Goodnight Warsaw’. Wtedy uznałem, że ze względu na tytuł będzie świetnym tłem do powrotu. Kiedy parę chwil później usłyszałem obszerniejszy fragment w samochodzie, w głowie zaświtała mi jedna myśl: muszę to mieć.

Tyle, jeśli chodzi o wprowadzenie i wątek osobisty. Mogę skupić się na muzyce. Za wiele to jej na krążku nie ma – ostatecznie to tylko pięcioutworowa EPka i aż szkoda. Szkoda dlatego, że tak uroczych rzeczy na naszym polskim rynku pojawia się znikoma ilość. Szkoda również dlatego, bo to jest naprawdę dobry materiał. I za każdym razem, kiedy tego słucham, zastanawiam się czy polskie pochodzenie tych artystów nie jest jakąś ściemą. Chociaż z drugiej strony „cudze chwalicie, swego nie znacie”.

To pochwalmy i swoje. Na EPce ‘Goodnight Warsaw’ znajdziemy kilka kompozycji, którymi warszawiacy roztaczają niesamowitą, optymistyczną aurę. Owszem, jest słodko i cukierkowo, ale nadmiar słodyczy w tym wypadku, zapewniam, nie szkodzi. To muzyka, która znajduje się gdzieś pomiędzy śliczną Feist (‘5,6,7,8’ – no z czym Wam się kojarzy ten tytuł, hę?), a wrażliwym Jose Gonzalesem. Garściami czerpiąc z popularnej kilkanaście miesięcy temu szufladki zwanej neo folkiem, duet nie zapomina o słowiańskich korzeniach. Lekko, łatwo i przyjemnie, a do tego dobrze robi – czego chcieć więcej?

Po techniczno – dubstepowych utworach Scuby, samplowej żonglerce zapodanej przez Flying Lotusa i typowych nowofalowych zespołach, Paula & Karol są jak wytchnienie dla ucha, dawka endorfiny i łyk świeżej, orzeźwiającej herbaty w gorący dzień. No i ta profesjonalna okładka. A do tego – tak, będę to uparcie podkreślał – są z Polski! Z niecierpliwością czekam na pełnowymiarowy materiał.

1 sierpnia 2010

Celebryci lubią się dobrze zabawić.


JUSTICE
A Cross The Universe
Ed Banger
* * * i pół


Na bazie ideologii DIY i przypadku powstał duet, który po pierwsze uważany jest za odkrycie francuskiej muzyki ostatnich lat, po drugie pokładane są w nim ogromne nadzieje w pchnięciu tejże naprzód, po trzecie ma na swoim koncie kilka hitów, a gdzieś po drodze został okrzyknięty nowym Daft Punk. A w zasadzie – ich następcą. Mowa o Justice – dwóch panach spod znaku krzyża, którzy nerdowski wizerunek muzycznych nieuków wymienili na gwiazdorstwo w pełnej krasie. Dotychczas w swoim dorobku mają jeden album, ‘Cross’, będący na tyle mocno ich wizytówką, że zostali zaproszeni na tourne po USA. I temu właśnie poświęcona jest dwupłytowa koncertówka przewrotnie zatytułowana ‘A Cross The Universe’. Pomijając fakt wydania jej po to by zbić więcej kasy i przypomnieć o sobie, zajmijmy się zawartością dwóch dysków.

Pierwszy to CD – zapis koncertu z San Francisco. Po brzegi wypełniony znanymi wszystkim przebojami duetu Gaspard-de Rosnay, które przyniosły im sławę, pieniądze i dozgonną ślepą miłość fanów, a może przede wszystkim fanek (bo to na nich głównie zależy Justicesom). Podczas ponad godzinnego występu zarejestrowane zostały takie numery jak ‘Phantom’, ‘D.A.N.C.E.’, ‘Tthhee Ppaarrttyy’, ‘DVNO’ czy odśpiewane przez zebraną na występie publiczność ‘We Are Your Friends’. Pełne rockowego wykopu kawałki, niezliczone ściany ostrego, gitarowego grania i wysuwającej się na pierwszy plan przesterowanej elektroniki, mają przypomnieć o tym, jak to można szaleć przy produkcjach Francuzów.

Jeśli ktoś spodziewa się, że na drugiej płycie (w postaci DVD) znajdzie zapis tego samego występu mocno się zdziwi. Na krążku znajduje się bowiem godzinny film dokumentalny o tym, jak to hardkorowo chłopaki zabawiali się w trasie. Alkohol leje się strumieniami, dziewczyny piszczą i pokazują biust, chłopaki prezentując tatuaże udowadniają swoje oddanie zespołowi, ktoś rzuca się z pięściami, a i wątku romantycznego nie brakuje. Możemy zobaczyć jaki piękny wokal posiada kierowca busa zespołu czy też jakie hobby posiada tour manager.

Niestety, jeśli ktokolwiek liczy na sprawdzenie tego czy na scenie faktycznie grają Justice, czy ktoś „dowcipny” odłączył im kable może się przeliczyć. Całość dość ciekawa, bo można zobaczyć jak bawi się młoda Ameryka, młoda Francja, a gratis dostajemy cudowne fikołki Pedra Wintera (Busy P).

Jako ciekawostka jest całkiem w porządku, koncert też nie przeszkadza, ale dajcie nowy materiał francuskie gwiazdy. Szkoda byłoby przecież, gdyby tyle alkoholu poszło na marne, czyż nie?